Is it possible to combine fishing and a social online casino? | Forum

Topic location: Forum home » General » General Chat
Hirus Tobi
Hirus Tobi Feb 2
I really enjoy fishing, when I get the chance I make sure to spend at least one weekend a month with a fishing rod in my hands. But sometimes I want to transfer this pleasure online and combine it with another hobby of mine. Is it possible to combine fishing and social online casino?
Share:
Stell Blon
Stell Blon Feb 2
Great, what kind of fish do you like to catch the most? Personally, I always want to feel like a grizzly and catch salmon. But for now I have to play fish game casino, for example social Zula Casino. Of course, it's not real fishing with splashing water and bait on the hook, but it's still a good alternative, I like the game Giant Fishhunter. Yes, and in general Ka Gaming has realized this genre in online casinos quite well.
The Forum post is edited by Stell Blon Feb 2
Antois Perrot
Siedziałem już chyba z godzinę w tej kuchni, wpatrując się w ścianę. Ten sam widok od dwóch miesięcy, odkąd wpadła ta zasrana zwolnienie grupowe. Czterdzieści siedem lat, dwadzieścia dwa w zakładzie, a tu – dziękujemy, do widzenia, re strukturyzacja. Żona chodziła na palcach, dzieciaki, te już dorosłe, dzwoniły i pytały cichszym niż zwykle głosem, czy coś się już znalazło. A nic się nie znajdowało. CV rozsyłałem jak głupi, ale kto w moim wieku weźmie hydraulika, nawet z takim doświadczeniem? Rachunki się piętrzyły, a oszczędności topniały w zastraszającym tempie. To uczucie bezradności – ono najgorsze. Czujesz, że jesteś bezużyteczny, że zawiodłeś. Wieczorem, po kolejnej odmowie z agencji pracy, walnąłem pięścią w stół. Stara krzyknęła: „Złamałbyś sobie, mądry jesteś?”. Musiałem coś zrobić. Cokolwiek. Włączyłem kompa, żeby może poczytać ogłoszenia po nocach, ale zamiast tego, sam nie wiem czemu, wpisałem coś o kasynach. Nie żebym był graczem, nigdy nie ciągnęło mnie do tego. Ale może odreagowanie? Może głupia nadzieja? Przeglądałem różne strony, aż natrafiłem na jedną, gdzie była opcja vavada demo. To znaczyło, że można pograć bez ryzyka, tak dla sprawdzenia, bez wkładania swoich ostatnich pieniędzy. Pomyślałem – czemu nie. Przecież nic nie stracę. Zarejestrowałem się, nie wpłacałem ani grosza. I zacząłem klikać. Ruletka, automaty, blackjack – wszystko na te niby-kredyty. To było dziwne uczucie. Stres, ale taki… bezpieczny. Przez pierwszą godzinę przegrywałem te wirtualne żetony jak pojebany. Myślałem, że nawet wirtualnie nie mam szczęścia. Ale potem, już późną nocą, trafiłem na jeden automat, taki z owocami. I pojawiła się jakaś kombinacja, a te demo-żetony poszybowały w górę. Serce zaczęło mi walić, chociaż wiedziałem, że to nieprawdziwe pieniądze. To był jednak sygnał. Jakaś iskra. Następnego dnia obudziłem się z myślą o tym automacie. Miałem dwie stówy przeznaczone na opłacenie części czynszu. Głupio, wiem. Ale w głowie kłębiła mi się jedna myśl: „A jeśli? Tylko te dwie stówy. Tylko tyle. Jak przepadną, to koniec, nawet się nie obejrzę”. Wpłaciłem te pieniądze, mając w pamięci układ z gry w vavada demo. Zaczęło się podobnie – sto złotych poszło jak z płatka. Sparzyłem się, poczułem gorący wstyd. Została setka. Postawiłem ją, już bez nadziei, na tę samą grę, którą pamiętałem z wersji testowej. I pojawiły się te same owoce. Nagle na koncie miałem nie sto, a tysiąc dwieście złotych. Nie mogłem w to uwierzyć. Wycofałem tysiąc, dwieście zostawiłem. Czynsz był prawie opłacony. To było jak cud. Ale nie przestałem. Ta wygrana dała mi jakiegoś kopniaka. Zostawiłem te dwieście, grałem dalej, już ostrożniej. Nie rzucałem się na wszystko. Studiowałem zasady, jakby to była moja nowa robota. I jakoś szło. Były gorsze dni, były lepsze. Raz straciłem prawie wszystko, ale odbudowałem od pięciuset złotych. Po miesiącu takiego kombinowania, grania po kilka godzin dziennie (żona myślała, że szukam pracy!), na koncie miałem już nie tylko opłacone wszystkie zaległości, ale i jakieś osiem tysięcy oszczędności. Najfajniejszy moment był tydzień temu. Syn zadzwonił, że mu silnik w aucie padł, a on bez niego nie dojedzie do pracy. Pytającym głosem spytał, czy może pożyczyć. Normalnie bym się skręcał, mówił, że sam nie wiem jak związać koniec z końcem. A ja mu mówię: „Przeleję ci trzy tysiące, niech to będzie prezent. Tylko nie mów mamie, skąd”. Usłyszałem w jego głosie ulgę i niedowierzanie. „Tato, ty na pewno?”. „Na pewno” – powiedziałem. I poczułem się, kurde, po dwóch miesiącach znów jak człowiek. Jak głowa rodziny, która może pomóc. To było lepsze niż każda wygrana. Czy polecam to każdemu? Na pewno nie. To była moja desperacja i odrobina szaleństwa, które się udało. Ale też nie byłbym sobą, gdybym nie przyznał, że bez tego vavada demo, gdzie mogłem się oswoić z tym całym światem bez ryzyka, pewnie bym się spalił na samym starcie. To nie jest metoda na życie, ale dla mnie, w tym jednym, parszywym momencie, było kołem ratunkowym. I jakoś dopłynąłem do brzegu. Teraz szukam pracy spokojniej, a w kasynie gram tylko od święta, dla relaksu. Na szczęście.